Gruzja 2012

Kachetia

Z dużą przyjemnością, mimo nędznej pogody, przejechałem jeszcze raz Drogę Wojenną. Po drodze bezskutecznie próbowałem znaleźć gejzery, które znajdują się gdzieś w okolicach Kazbegi (15-20 kilometrów). Cały dzień mniej lub bardziej padało, początkowo mój lidlowy kombinezon przeciwdeszczowy dawał radę, ale z każdą godziną deszcz był silniejszy. Ciekawostką była obwodnica Tbilisi, droga bez nawierzchni, na której spotkałem jedynie tiry i stada owiec. Gdy dojechałem do położonego na wzgórzach Signagi chmura, z której lało znajdowała się dosłownie na głównym rynku. Widoczność została ograniczona do kilkunastu metrów, nie przeszkodziło to jednak Georgijowi w odnalezieniu zagubionego turysty i zaproponowaniu mi nocleg w guesthousie prowadzonym przez jego rodzinę. Byłem całkowicie przemoczony, przemarznięty i mimo, że moim celem było położone kilkanaście kilometrów dalej Laghoteki, zapytałem tylko czy będę miał dostęp do pralki i ciepłej wody.

Oczywiście, gdy tylko przestałem się trząść z zimna, wykąpałem i skończyło się robić pranie przestało padać, zza chmur wyszło piękne słońce, jednak decyzji o pozostaniu w Signagi nie żałuje. Jeżeli kiedykolwiek zdarzy się Wam odwiedzić to miasteczko, pytajcie o dom rodziny Zandarashvili. To prawdziwie rodzinny biznes, z najlepszym jedzeniem jakie jadłem w Gruzji, wspaniałym domowym winem, czaczą, przemiłymi i pomocnymi ludźmi oraz fantastyczną atmosferą. Zostałem tam znacznie dłużej niż zakładałem. To miejsce ma dobrą karmę.

Już pierwszego wieczoru, przy suto zastawionym stole, byłem uczestnikiem niesamowitej biesiady z motocyklistami z Kazachstanu, parą Holendrów jadącą jeepem do Mongolii oraz dwójką Szwajcarów. Następnego dnia, jadąc za samochodem głowy rodziny na swoim motocyklu, odbyłem obowiązkowy turystyczny tour po najcenniejszych monastyrach Kachetii oraz winnicach, z których słynie ten region. Była też chwila przerwy nad prywatnym (!) jeziorem oraz kolejna uczta z następnymi podróżnikami. Co prawda, nim do niej doszło najadłem się strachu wjeżdżając na wzgórze, na którym jest położone Signagi w kompletnych ciemnościach i strugach deszczu po śliskiej drodze. Moi towarzysze zachowali się świetnie czekając gdy moje ledwo świecąca lampa Pegaso znów pojawi się w ich wstecznym lusterku.

Kolejny dzień to wycieczka do Dawid Garaja, kompleksu monastyrów położonych na półpustyni o tej samej nazwie. Po górskich klimatach przejazd przez łagodne wzgórza pokryte zieloną trawą, bez drzew, wsi zrobił na mnie wielkie wrażenie. Chyba nawet większe niż sam monastyr wykute w skale w VI wieku. Co ciekawe, monastyr jest w części położony po azerskiej stronie a ten kawałek ziemi jest spornym terytorium powodującym napięcia na linii Baku – Tbilisi. Od czasu do czasu zdarzają się tam incydenty, więc większa ilość wojsk w tamtym rejonie nie powinna nikogo dziwić. Na sam koniec strzeliłem sobie spacer po miasteczku, poznałem świetną parę Ukraińców spędzających kolejny miesiąc w swojej podróży poślubnej i wziąłem udział w następnych poprawinach w guesthousie. Z obawy o stan wątroby i otyłość postanowiłem następnego dnia ruszyć w podróż powrotną do Polski.

Jeden komentarz do “Kachetia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *