Aktobe
Poprzedniego dnia, z Sergiejem, piliśmy do 4 rano. Nie było to specjalnie mądre w kontekście odległości, która miałem pokonać tego dnia – całe 800 kilometrów. Po dużym śniadaniu dostałem od chłopaków „na do widzenia” kanister na benzynę i koło 13 ruszyłem do Aktobe. Oczywiście, kolejny nocleg załatwiony został jednym krótkim telefonem. Tego dnia strasznie się spieszyłem, jechałem po 160 km/h, zatrzymując się na stacjach benzynowych tylko w celu tankowania, sprawdzenia oleju i szybkiego zjedzenia batonika. Nie padał deszcz, droga była pusta i nawet niezła i czułem, że dojadę przed zmrokiem.
i pewnie by się udało gdyby nie to, że zgubiłem telefon. Pewnie mi wypadł z niedomkniętego tankbaga. Straciłem moją Nokię z kazachską kartą i milionem kompromitujących zdjęć moich znajomych. Leży gdzieś w stepie – gdy ktoś ją kiedyś znajdzie będzie mieć dobry ubaw. Całe szczęście, w moim chińskim tablecie była polska karta z telefonem do chłopaków więc udało mi się odzyskać numer do Alieksieja.
Ufff. Jak już to się udało zatrzymałem się kolejny raz zatankować. W Kazachstanie robiłem to co 100 kilometrów. Jak zwykle oblepili mnie miejscowi zadając milion pytań. Po raz pierwszy chciałem ich wszystkich nie widzieć i nie słyszeć. Gniazdo zapalniczki przestało działać, tablet się rozładował a olej wylatywał mi przez pokrywę zaworów (w rogu, w którym powinna być urwana przeze mnie w Astanie śruba). Wiele nie udało mi się naprawić, ale gniazdo raz działało, raz nie – pozwoliło mi to zapisać sobie numer na kartce i jechać dalej.
Wedle umowy miałem zadzwonić z miasta oddalonego od Aktobe o 75 km. Wszystkie stacje na tej drodze były w modelu „dziki zachód”: zakratowane okienko, pani w środku i brak możliwości wejścia do budyneczku. Mała szansa aby wejść, podłączyć zwykła ładowarkę i wykonać telefon. Nie było też możliwości zakupienia kolejnego miejscowego sima. Poprosiłem pierwszego napotkanego Kazacha o pomoc. Nie dosyć, że sam zadzwonił do Aloszki, to jeszcze narysował mi mapę gdzie mam czekać.
Dojechałem chwilę po zmroku. Aleksiej czekał na mnie na swoim Diversion 900. Nie mogłem go dogonić, gdy jechaliśmy razem z dwóch powodów: byłem zmęczony po podróży oraz widziałem jak Łada mu zajechała drogę. Aloszka hamował długo, motocykl musiał już podpierać nogami i jakimś cudem nie wywalił w dumę sowieckiej motoryzacji. Nie zrobiło to nim większego wrażenia – dalej pędził po podwójnej ciągłej wymijając kolejne samochody a ja z duszą na ramieniu goniłem go.
Motocykl zostawiliśmy o niego w garażu. Szybko okazało się, że mój gospodarz to mechanik i że urwany łeb śruby załatwimy jutro bez większego problemu. Jeszcze tylko żabi skok na motocyklu Alieksieja do niego do domu. Pierwszy raz jechałem jako pasażer – niesamowite przeżycie wymijać samochody na centymetry w ulicznym ruchu, gdy prowadzi gość, którego poznało się kilka minut wcześniej – żeby jakoś to przetrwać skupiłem się na podziwianiu architektury blokowisk.
Wieczór upłynął nam na opróżnianiu butelki wódki w towarzystwie pielmieni a kolejny dzień na naprawianiu motocykla. Zrobiliśmy wszystko to udało nam się znaleźć – nawet poprawiliśmy instalację elektryczną a ja nauczyłem się kilku rzeczy o mechanice i swoim motocyklu.
Rodzice Loszki pochodzili z Ukrainy – przyjechali po wojnie do Kazachstanu za pracą. Dostali nowe mieszkanie w bloku i zajęcie – teraz mają stare lokum i niską emeryturę więc muszą dorabiać sprzedając hodowane na działce zioła. Mama Alieksieja robiła z tymi cudnymi ziołami najlepsze ziemniaki z wody jakie kiedykolwiek jadłem.
Muszę przyznać, że czułem się w Aktobe wyśmienicie.
Cytat dnia
– Ile w Polsce ma taki stary Mercedes albo Passat na sprzedaż przebiegu?
– Jak na sprzedaż, to musi mieć koło 180 tysięcy
– To dokładnie tak samo jak u nas. U nas wszystkie, niezależnie od stanu, mają 180 tysięcy.