“Cyganie Ci ukradną” czyli powrót do UE
Pierwsze tankowanie w Bułgarii uświadomiło mi, że coś się skończyło. Po kilkunastu dniach spędzonych w krajach gdzie moja wizyta na każdej stacji benzynowej stanowiła atrakcje, zawsze ktoś chciał ze mną pogadać, przybić piątkę znowu stałem się zwykłym klientem. Jedyny highlight tego dnia to spotkanie na granicy Polaka o nicku Sal, który wracał w szaleńczym tempie z wyprawy po Pamirze. W ramach zapewniania sobie rozrywki postanowiłem sprawdzić co może znaczyć hasło “Kemping dla motocyklistów”, który znajduje się w miejscowości Idilevo. I tu reklama:
Jeżeli będziecie kiedykolwiek robić tranzyt przez Bułgarię – zwróćcie uwagę na to miejsce. Jest to pięknie położona wioska pośród górek, cicha, spokojna. Sam kemping to byłe gospodarstwo, jest miejsce na zaparkowanie sprzętu, są pokoje lub możliwość rozbicia namiotu, piwko, inni motocykliści, pomocni właściciele, fajna atmosfera. Zapewne da się uzyskać pomoc w planowaniu jakiś offowych wypadów po okolicy. Miejsce chyba mało znane w Polsce, bo nigdzie w żadnej relacji o tym nie słyszałem. A naprawdę jest warte odwiedzenia. Link do strony campingu: http://motosapiens.org/moto/?q=en/node/17
Ogólne zmęczenie, poranna pobudka, kilka piwek i szklanka Rakiji sprawiły, że poszedłem spać znacznie wcześniej niż planowałem. Dzięki temu następnego dnia byłem jak młody bóg, gotowy na sprawdzenie jak wygląda przełom Dunaju oraz co ciekawego można robić w Timishoarze. Bułgarskie drogi mnie trochę zmęczyły – mam pecha do wyznaczania marszruty w tamtym kraju. Wzdłuż każdej drogi, którą jechałem rósł szpaler drzew, który zasłaniał mi widoki. Znudzony dojechałem do promu, na który przyszło mi czekać jakąś godzinkę. Nigdy mi się nie spieszyło, z przyjemnością obserwowałem Dunaj. Trochę mi mina zrzedła jak zobaczyłem wielką burzową chmurę. A jak zaczęło padać to zrezygnowany założyłem przeciwdeszczówkę, prom wreszcie się pojawił i ruszyłem bardzo fajną drogą przyklejoną do Dunaju. Ożywienie przyszło dopiero jak się zorientowałem, że kałuża w której się znajduję to jest znacznie głębsza niż się spodziewałem. Woda naleciała mi do butów od góry. Po godzinie zaczęła przeciekać przeciwdeszczówka (Lidl quality). Lało tak, że przełomu Dunaju nawet nie zauważyłem. Przejechałem w tym stanie jakieś 200 kilometrów czyli połowę dystansu i się poddałem. Nocleg znalazłem w mega turystycznym Baile Herculane – pamiętam pierwszą próbę stargowania noclegu z 20 euro o połowę i minę gościa, który powiedział mi, że nigdy w życiu za taką kwotę niczego nie znajdę a te dwadzieścia to i tak są orzeszki. Patrzył na mnie tak, że wolałbym spać na PKS niż dać mu zarobić cokolwiek. Nie tylko znalazłem nocleg, ale dostałem szklankę palinki i możliwość wstawienia mokrych ciuchów do kotłowni.
Następnego dnia już nie padało, więc nawet kask mi trochę wysechł. Przejazd przez Węgry jak zwykle bez historii, nocleg nad Balatonem pewnie też byłby nijaki gdyby nie spotkanie z Holendrami wracającymi Nissanem Patrolem z Gruzji. Byli to goście, którzy pierwszy raz pojechali na wschód, kompletnie nie wiedząc czego się spodziewać. Przygotowali się przynajmniej jak na wyprawę do Murmańska. Następnego dnia miałem pierwszego (i ostatniego) kaca podczas tej podróży, którego zwalczyłem włócząc się po Tihany.
Ostatnie forinty były przeznaczone na gulasz. Wymarzyłem sobie jakieś małe senne miasteczko, knajpę, w której nikt nie mówi po angielsku i najlepsze żarcie tego dnia. W tym celu puściłem się drogami trzeciej kategorii w stronę Austrii i za kilkanaście kilometrów znalazłem knajpkę marzenie. Wioska z trzema skrzyżowaniami, lokal pełen miejscowych, zapach papryki, pełne talerze na stołach. Lunch time! Z pomocą jakiegoś miłego pana złożyłem zamówienie i poszedłem na chwilę do łazienki. Na stole zostawiłem mapy, aparat, komórkę, kask i inne rzeczy. Byłem przyzwyczajony do takiego zachowania – w Gruzji i Turcji robiłem tak notorycznie z poczuciem, że nie ma możliwości, żeby cokolwiek zginęło. Tysiąc razy słyszałem: nie bój się – tu Ci na pewno nic nie zginie. Gdy wróciłem miły pan mówiący po angielsku pouczył mnie:
– jeżeli będziesz zostawiał tak rzeczy to prędzej czy później Cyganie Ci je ukradną.
Zachodnia cywilizacja, kurwa mać.