Półwysep Pag
Po przygodach z motocyklem wyjechaliśmy dopiero koło 14. Trasa, którą mieliśmy do przejechania to ledwo 70 kilometrów, więc dosyć szybko wybraliśmy kemping w miejscowości Povljana. Zaraz obok znajdowała się plaża o nazwie “Mali Dubrovnik” – całkiem trafna nazwa. W samej miejscowości dało się wytrzymać tylko dlatego, że było po sezonie. Składa się ona z czteropiętrowych bloków z apartamentami, dwóch kempingów i całej infrastruktury do utrzymania wczasowiczów. Całe szczęście, większość mieszkań była pusta, nawet kemping wyjątkowo nie był opanowany przez Niemców w kamperach – większość stanowili Słoweńcy.

Sam półwysep zrobił na mnie spore wrażenie. Po kilkunastu dniach spędzonych wśród zieleni, palm i agaw, wyświechtane wiatrem szare skały były czymś zupełnie nowym.





Wieczorem pojechaliśmy sprawdzić jak prezentuje się miasteczko Pag – chyba już mieliśmy przesyt wąskich uliczek i budynków z kamienia, bo nie zrobiło na nas żadnego wrażenia. Szybki spacer, zakup wina na wieczór i powrót do bazy.
