Kurs techniczny w motoszkola.pl
Po roku jazdy motocyklem, niestety głównie w mieście, przyszedł czas na sprawdzenie tego czego zdążyłem się nauczyć przejeżdżając marne 7000 kilometrów. Zamontowałem mój olbrzymi, oryginalny kufer centralny Aprilia Xbox, wysoką turystyczną szybę Givi i ruszyłem do Cichego koło Czarnego Dunajca na kurs techniczny motoszkola.pl.

Zgodnie z przewidywaniami czas przejazdu był niemiłosiernie długi – 120 kilometrów na godzinę na ekspresowej drodze to moje prywatne maksimum a do tego przez pierwsze sto kilometrów padał deszcz. Jak skończył padać gdzieś za Radomiem to zerwał się wiatr i pojawił się mój najgorszy wróg – boczne podmuchy. Gdzieś za Jędrzejowem podmuch przestawił mnie dwa razy jakiś metr na bok, trochę się wystraszyłem, więc zamiast walczyć z tirami i wiatrem zdecydowałem się jechać bocznymi drogami. Sielskie widoki i mały ruch rekompensowały wydłużenie podróży, więc całkiem zadowolony z wycieczki dojechałem przed 21 do pensjonatu czym ustanowiłem mój rekord jednorazowego przebiegu: 460 kilometrów.

Trzy dniowy kurs dzielił się na pięć zasadniczych części: ćwiczenie przeciwskrętu, trajektoria zakrętów, pozycja na motocyklu, szybkie zakręty oraz hamowanie w pochyleniu. Codziennie rano po śniadaniu jechaliśmy na słowackie drogi wykonywać zadania. Największą korzyścią były nagrania przejazdów robione przez instruktora jadącego za kursantem oraz, oczywiście, jego uwagi. Filmy oglądaliśmy na zakończenie dnia i wtedy też odbywały się krótkie wykłady teoretyczne.

Pierwszy dzień to 180 kilometrów jazdy do krętych drogach, w większości bardzo dobrej jakości. Dla mnie szok – okazało się, że nie tylko mam najwolniejszy motocykl, ale też największego cykora i najmniejsze umiejętności – jeździłem bardzo wolno irytując całą grupę. Po podzieleniu nas na szybszych i wolniejszych przystąpiliśmy do ćwiczeń czyli doskonalenie trajektorii pokonywania zakrętów. Całość była poprzedzona teorią a potem tylko i wyłącznie praktyka. Jak spadł deszcz to początkowo myślałem, że w ogóle wymięknę – ale gdy okazało się, że inni dają radę – jakoś się przemogłem i jeździłem dalej. Wolno, ale do przodu. Na dzień dobry okazało się, że mam fatalny nawyk pochylania się w drugą stronę niż motocykl plus lęk przed pochyleniem maszyny przy skręcie oraz że jeżdżę na zbyt wysokim biegu. To ostatnie zemściło się na mnie – byłem zmuszony naciągnąć łańcuch jeszcze tego samego dnia.

Drugiego dnia ćwiczyliśmy pozycje oraz pokonywanie szybkich zakrętów. To chyba było najlepsze dla mnie ćwiczenie bo podczas niego wyszło, że złe ułożenie ciała na motocyklu jest wynikiem, między innymi, zbyt nisko ustawionej kierownicy. Szybka korekta i powoli zacząłem czynić jakieś postępy. Tego też dnia trenowaliśmy hamowanie w pochyleniu – trzeba było położyć motocykl w zakręcie, nacisnąć sprzęgło oraz obydwa hamulce oraz starać się utrzymać w pochyleniu. Trudno powiedzieć, żebym przećwiczył ten element skoro dalej pochylenie mojego motocykla było minimalne. Dalej nie mogłem się przemóc do pokonywania zakrętu z większą prędkością – a przy moich „skuterowych” osiągach minimalne pochylenie pozwala na przejechanie zakrętu w miarę płynnie z niezła trajektorią. Przebieg: 220 kilometrów.

Trzeci dzień (a raczej pół dnia) to ćwiczenie wszystkich poznanych elementów a następnie wręczenie dyplomów ukończenia kursu i powrót do domu. Mimo, że kurs się skończył przed 13 i tak zrobiliśmy 160 kilometrów. Instruktor, chyba na pocieszenie, stwierdził, że poczyniłem największe postępy – pewnie dlatego, że nie miałem prawie żadnych rozsądnych nawyków, do których byłbym przywiązany. Ja byłem z siebie bardzo niezadowolony – nie udało mi się przełamać strachu przed pochylaniem motocykla, choć zyskałem jakąkolwiek pewność siebie podczas jazdy motocyklem. Upewniłem się też, że jeżdżenie po mieście wiele mnie nie nauczy. Zobaczyłem na przykładzie innych co można, czego nie – podczas kursu były dwie gleby i jedno wypadnięcie z trasy – na szczęście bez żadnych urazów maszyn ani jeźdźców – choć do mojej wyobraźni głównie przemawiało co można zrobić, z jaką prędkością zachowując całkowite bezpieczeństwo.

Ciekawsze tematy z teorii to jazda w grupie oraz szybka zmiana biegów.
Główne prawidła jazdy w grupie to:
- jazda na przemian – pierwszy lewą stroną pasa, kolejny prawą, następny lewą
- prowadzący i zamykający grupę to najbardziej doświadczeni i najszybciej jeżdżący motocykliści
- drugi jedzie najmniej doświadczony jeździec z najmniejszymi umiejętnościami
- zasada wspólnego tankowania
- sygnalizowanie problemów poprzez włączenie prawego kierunku i używanie klaksonu
Sposób szybkiej zmiany biegów:
- nacisk nogą na dźwignie zmiany biegów
- zamknięcie gazu
- muśnięcie sprzęgła
Powrót do domu poszedł mi znacznie sprawniej niż dojazd na kurs. Pierwszy odcinek drogi do domu przejechałem bocznymi drogami żeby jeszcze raz poćwiczyć zakręty i dopiero za Krakowem wskoczyłem na ekspresową drogę. Nowy rekord przebiegu dziennego: 640 kilometrów.

Czy warto? Zdecydowanie. Dowiedziałem się czego nie umiem, jakie mam braki, teraz już wiem co i jak ćwiczyć. Jedyne czego mi brakuje to jakiś dobrych zakrętów w okolicy żeby miał gdzie trenować. Na pewno pójdę na jeszcze jeden taki kurs – możliwe, że powtórzę kurs techniczny w Motoszkole, a może spróbuje też w Pro-Motor lub Kulikowisku. A może jedno i drugie.
Inne wnioski:
- wysoka szyba Givi przy wzroście 192 cm pomaga, ale jest daleka od ideału. Przydałby się deflektor.
- Ciuchy Modeki po raz kolejny dały radę, chociaż zapięcie kołnierza w kurtce Challanger na rzep jest bardzo słabe i często się otwiera co zmusza do używania chusty żeby chronić szyję i częstego poprawiania.
- Spalanie w górach ~6 litrów na 100km. Reszta trasy ~5.2