Rzecz o kazachskich drogach
Rano sprawnie wyjechałem z Astany korzystając z papierowej mapy, którą narysowaliśmy wspólnie z Gieną. Miałem jakieś 750 kilometrów do celu, ponieważ postanowiłem nadłożyć około 150 km aby zobaczyć “drugą Szwajcarię”. Kilometry nawijałem w zabójczym tempie, korzystając z nowiutkiej autostrady. Wymyśliłem sobie tak, że im zaraz wyjadę w chmur, pooglądam jeziora i lasy a potem dojadę do Konstonay, gdzie byłem umówiony z kolegami poznanymi rok wcześniej w Gruzji.
Gdy już dojechałem do tej “drugiej Szwajcarii” zastała mnie mgła, deszcz i temperatura w okolicach 10 stopni Celsjusza. W taką aurę wolałem się skupić na zjedzeniu soljanki w przydrożnym barze i szybkim dostaniu się do miejsca zamieszkania moich kumpli.
Aby szybko i sprawnie poruszać się po Kazachstanie należy mieć motocykl enduro oraz umiejętność długiego utrzymania koncentracji. Kazachska droga jest prosta jak stół, niemniej należy uważać na wzniesieniach. Koledzy opowiadali mi o jakimś Włochu, który za późno zobaczył stado krów, wpadł w nie i zginął. Należy też nie lekceważyć małego ruchu samochodowego i wzmóc swoją czujność przy zbliżaniu się do tirów czy Kamazów. Inny kolega wylądował w rowie gdy zza ciężarówki wyjechał mu przed sam nos jakiś Lexus. Gość nawet się nie zatrzymał aby mu pomóc. Należy też koniecznie wypatrywać zmian kolorów nawierzchni oraz patrzeć na znaki. To wszystko jest bardzo trudne, bo samochody wymija się w odstępach dziesięciominutowych, pagórki są co parędziesiąt kilometrów, tak samo jak lekkie łuki. Niemniej, jest to bardzo istotne. Na przykład taki znak:
Oznacza, że przez najbliższe dwadzieścia kilometrów jeździec będzie pokonywał krajobraz księżycowy, z długi na metr dziurami o głębokości kilkudziesięciu kilometrów. Najlepiej jest wtedy stanąć na podnóżki i jechać szutrowym, równie pofałdowanym poboczem.

Droga może być również nowa, ponieważ Kazachowie remontują drogi “od podstaw”. Remontowany kawałek jest rozbierany do ziemi i budowany od nowa, a do efektu nie można się przyczepić.

Można też jechać szutrową, nową drogą, która jest tymczasowo budowana obok remontowanego kawałka szosy.

A tak standardowo wygląda to tak:

Czasem na drodze może leżeć hałda ziemi, czasem może przechadzać się stado krów a czasem trzeba kogoś wyprzedzić. Na pewno trudno jest się zgubić.
Do miasteczka dotarłem dosyć sprawnie. Moi koledzy to miejscowa elita, w Polsce również uznawani byli by za bogatych, niemniej to strasznie fajne, normalne chłopaki, którym po prostu powiodło się w życiu. Jednakże, hołdując zasadzie, że pieniądze lubią dyskrecje nie będę za bardzo rozpisywać się o tym z kim i gdzie. Przytoczę tylko jeden, świetny dialog:
Jeden z moich kumpli pyta się czy mam załatwiony nocleg w kolejnym mieście, kiedy okazuje się, że nie wykręca jakiś numer.
– Cześć Aloszka, jest u mnie taki Polak, jedzie motocyklem do domu, przygarniesz go?
– …
– так, mówi po rosyjsku.
– …
– так, on pije wódkę.
– …
– Dobra, przekażę mu. через
i za chwilę zwraca się do mnie
– Tu jest numer telefonu, jak będziesz 50 kilometrów przed Aktubińskiem zadzwoń, Aloszka odbierze Cię z rogatek miasta.
& NBSP;